poniedziałek, 6 kwietnia 2015

bez pęknięcia

   Jest to wpis/komentarz/odpowiedź do słów napisanych przez Sophie Ortat. Zapraszam do ich przeczytania - Od racjonalizmu do meta-racjonalizmu, czyli co trzeba zrobić, aby pogodzić dwa światy, które z pozoru są nie do pogodzenia. Temat jest mi bardzo bliski, więc postanowiłam podzielić się swoim punktem widzenia. Miał to być komentarz na jej blogu, ale znacznie się rozrosło, więc stworzyłam ten wpis. 


    Przez długi czas wydawało mi się sensowne, aby świat dzielić na dwie sfery - "racjonalną" i "irracjonalną". Ta pierwsza miała służyć do funkcjonowania w codziennej rzeczywistości, gdzie omijałabym tematy związane z Tarotem, czy, powiedzmy, bardziej "szalonymi" poglądami na temat otaczającego świata. Sfera "irracjonalna" z kolei dawała mi wolność wyrażania siebie; pozwalała, aby wejść w problemy z perspektywy, która nie jest przyjęta przez ogół, ani nawet aktualną metodologię naukową.
   Nie da się ukryć, że dualne podejście jest wprost "wymuszane", ponieważ do pewnego stopnia, musimy pasować do przyjętych norm społecznych. Wbrew przekonaniom, one nie są czymś uniwersalnym. Każde środowisko ma własne i pozwala na odchylenia od "normy", ale jak to może być przyjęte? Czy będzie się egzotyczną ciekawostką, na którą patrzy się z rozbawieniem, bądź politowaniem? Czy odrzuconym całkowicie i wytykanym palcami? Niestety, świat jest łatwiejszy do "przetrawienia", jeżeli coś jest białe lub czarne. Szarości powodują, że można się pogubić, a co gorsza - zmusi do wyrażenia siebie.
   Pewne aspekty naszego życia uważamy za nie nadające się do dzielenia w większej grupie. Zwłaszcza tam, gdzie są określone konwenanse. Dlatego też rozumiem, że ze względu na uczelnię, czy inne środowisko, trzeba zachować odpowiednią postawę. Sama widzę w życiu, jaka byłaby reakcja niektórych osób, gdyby dowiedziały się, że karty traktuję bardzo poważnie. Zresztą, osoby, które wiedzą, też posiadają swoją opinię, która nie musi mi odpowiadać. 
   Dotarła jednak do mnie niepokojąca kwestia - ten prosty podział na osobę myślącą "racjonalnie" (np. badacz, naukowiec), a "irracjonalnie" (współcześnie prawie każda osoba zajmująca się duchowością, bez względu na przekonania oraz badacz zajmujący się tematami z "pogranicza", jak psychologia transpersonalna, która w Polsce nie istnieje). Z mojego punktu widzenia jest to założenie sztuczne, ponieważ wynikające z nałożonych zewnętrznie przekonań, które rzadko pomagają w lepszej ekspresji siebie. Wprost przeciwnie - mają za zadanie tworzyć zachowania odpowiadające ramce z której nie powinno się wychodzić. Każde zapisane słowo, czy prezentacja musi sprostać wymaganiom. Budowanie siebie jako indywidualnej jednostki, też musi przebiegać według odpowiedniego wzoru. Można sobie zadać kolejne pytanie - czy rzeczywiście tworzysz SIEBIE?
   Takie dzielenie rzeczywistości własnej, "racjonalnej" i "irracjonalnej", tworzy granicę. Czemu ona służy? Naszemu komfortowi czy komfortowi otoczenia? Pasujemy do wymagań "racjonalnych", albo "irracjonalnych" - nie ma półśrodków. Jednak często wybieramy wieczne lawirowanie i uważanie, żeby coś się nie wymsknęło. A przecież zdarzają się dyskusje, gdzie ktoś podzieli się myślą dotyczącą bliskiego Ci tematu, który przeżywasz (lub przeżyłaś/eś). Już zaczyna się konflikt - własne doświadczenie i emocje w sferze duchowości, nie są przystające do wymagań społecznych, jak i metodologicznych, jeżeli mówimy o środowiskach naukowych. W tematyce duchowości rzeczy, które podlegają dyskusji, są czymś co właśnie powinno się doświadczać, albo chociaż spróbować, jak techniki medytacyjne czy joga. Jednak nauka tworzy granicę w której badacz nie może się identyfikować z "obiektem" badanym. Jeżeli zdecyduje się podzielić swoimi duchowymi preferencjami, od razu zostanie przypięta odpowiednia etykieta. Nie rozumiem dlaczego osoba powstaje przekonanie, że osoby wyznające daną wiarę nie są wiarygodne w publicznych dyskusjach. Może nie dotyczy to każdego wyznania, ale panuje tego typu tendencja.
   Jednak wróćmy jeszcze raz do granicy, którą może wytworzyć "racjonalność" i "irracjonalność". Kojarzy mi się ona z pęknięciem. Pęknięcie może z czasem stawać się coraz dłuższe, a brzegi oddalać. To się właśnie dzieje, gdy staramy się żyć dwoma sferami; gdy wydaje się nam, że są one nie do pogodzenia.
   Czy rzeczywiście tak powinno być?
   Czy rzeczywiście uważamy, że dajemy radę to pogodzić?
   Czy rzeczywiście wyrażamy siebie?
   I co się kryje w tej granicy, którą sami stworzyliśmy? Najprawdopodobniej, brzegi się oddalają coraz bardziej - co dalej? Nie da się utrzymać stóp. Trzeba wybrać i skoczyć.

   Co by było, gdybym powiedziała, że podział na te dwie sfery to iluzja? Iluzja wynikająca z przekonań, które zostały nam przekazane i czasem, w przeciągu życia, bierzemy je do siebie bezkrytycznie. Zaczynam też tworzyć dualny świat, będący odbiciem tego, co wydaje się nam prawdą.
   Nie ma granicy, a tworzenie takiego konstruktu służy do zapewnienia porządku, który jest czymś złudnym, ale wielu ludzi się go trzyma.

***

    Ten wpis miał być o wiele dłuższy, ale odstawiłam go na bok. Teraz jak przeczytałam tekst, prawie w ogóle nie zmieniłam. Niech będzie taki jaki jest. Poza tym, nie mam zamiaru opuszczać tego miejsca, tylko po prostu jest wiele spraw, które wypada skończyć. Poza tym, szykują się wspaniałe zmiany... 
     Już nie mogę się doczekać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz